Paulina Holtz – aktorka, mama, pasjonatka zdrowego i sportowego stylu życia.
Dorota Tuńska: Jest Pani ambasadorką jogi w Polsce co spowodowało, że przyczynia się Pani do propagowania tej idei? Jak zaczęła się Pani przygoda z jogą?
Paulina Holtz: Zaczęła się dość zabawnie, wspominam o tym w mojej książce „Po pierwsze joga”, którą wydałam wraz z moją nauczycielką jogi 2 lata temu. Jako 20 latka trafiłam na lekcję jogi i powiedziałam sobie nigdy więcej, to jest po prostu jakiś koszmar. Te asany, zapach kadzidełek, brązowy kolor na ścianach, pomyślałam „nuuuuuuda”. Po wielu latach, kiedy uprawiałam już inne sporty, między innymi pole dance, który bardzo spina ciało, a jednoczenie wymaga bardzo dużego rozciągnięcia, nagle zaczęłam myśleć, że ta joga bardzo by mi się przydała, że bardzo jej teraz potrzebuję.
D.T: Czyli postanowiła Pani wrócić do jogi, żeby ponownie się przekonać?
P.H: Tak i spotkałam wspaniałą nauczycielkę, EwelinęGodlewską, która okazała się być dokładnie odpowiedzią na moje zapotrzebowanie, czyli osobą młodą, dynamiczną, bardzo kompetentną i równie dociekliwą jak ja. Bo ja jestem człowiekiem, który ciągle pyta: dlaczego tak? Skąd się to bierze? A Ewelina wszystko mi cierpliwie objaśnia. I nagle okazało się, że joga jest takim rodzajem pracy z ciałem, który uwielbiam. Przychodzi taki moment w życiu, że nagle joga do Ciebie przychodzi i jest Ci potrzebna. To nie Ty znajdujesz jogę, to joga znajduje Ciebie.
D.T: Czyli zapotrzebowanie wysłane w wszechświat wróciło z odpowiedzią?
P.H: Tak, odpowiedź wraca.
D.T: A w jaki sposób joga przekłada się na Pani życie zawodowe?
P.H: Zdecydowanie daje mi ogromną świadomość ciała, która pomaga mi w pracy w teatrze czy na planie filmowym. Świadomość tego jak wyglądam, jak zbudować rolę na pracy z ciałem a nie tylko z psychiką, a także to, że potrafię zrobić coś więcej np. stanąć na rękach, czasami się przydaje. Jestem także trenerką Strong First, prowadzę treningi siłowe z odważnikami kulowymi i właśnie ta mobilność, świadomość ciała daje mi naprawdę dużo jako trenerowi. Czuję się bezpieczniejsza, bo wiem jakie mechanizmy działają, dlaczego oddech jest tak ważny, jak takie a nie inne ułożenie stopy wpływa na siłę itd.. Mam solidną bazę, która pomaga mi w pracy trenera.
Wielką wartością jest też wyniesiona z jogi umiejętność radzenia sobie ze stresem, to że umiem użyć oddechu jako narzędzia do uspokojenia, do wyciszania, a jednocześnie do znajdowania równowagi w sytuacjach, w których ponoszą mnie nerwy. Gdy mam natłok zajęć i nie wiem w co włożyć ręce, wtedy uspakajam się, siadam, robię głęboki wdech pilnując żeby wszedł najpierw do brzucha, a potem wydech wraz z którym schodzi napięcie z klatki piersiowej. Przypominam sobie, że trzeba działać systematycznie, po kolei rozwiązywać sprawy od najpilniejszych do mniej pilnych. I to daje mi przestrzeń w głowie, konieczną do utrzymania równowagi.
D.T: Uzyskuje Pani umiejętność kontroli stresu poprzez uspokojenie umysłu, panowaniem nad natłokiem myśli?
P.H: Staram się. Oczywiście nie zawsze to się udaje, nie zawsze sobie z tym radzę i nie zawsze tego chcę, bo czasem to napięcie jest mi potrzebne, ale takie wieczorne uspokojenie zdecydowanie pomaga. Praca z ciałem i umysłem daje wyciszenie na wielu poziomach.
D.T: Czyli praca z ciałem przekłada się na spokój umysłu. Bywa też odwrotnie, poprzez medytacje, wyciszenie umysłu powodujemy, że nasze ciało się rozluźnia.
P. H: Medytacja była dla mnie czymś nieosiągalnym póki nie przeczytałam książki „Zredukuj wagę dzięki medytacji”. Autorka zapewnia, że medytacja jest dla każdego i 10 min dziennie potrafi przynosić świetne efekty dla ciała, umysłu i w efekcie całego naszego życia. Jednak tym, którzy nie są przekonani polecam taki odwrotny proces czyli najpierw pomyślenie o ciele, a umysł wtedy też zacznie się układać.
D.T: Joga to nie tylko ćwiczenia, to nie tylko praktyka asan, to także styl życia, czyli także sposób w jaki się odżywiamy.
P.H: Najczęściej, chociaż nie zawsze bo jest bardzo dużo joginów, którzy praktykują jogę, ale jedzą mięso i nie przywiązują wagi do zdrowego odżywiania. Są i tacy u których wraz ze wzrostem świadomości ciała następuje rozwój duchowy i wtedy często zmieniają sposób odżywiana. Ale u mnie to wszystko się łączy, byłam pescowegetarianką zanim zaczęłam praktykować jogę, teraz jestem weganką.
D.T: Czy to był wybór moralny czy raczej świadomość żywieniowa?
P.H: Mięso (poza rybami) przestalam jeść 24 lat temu i ciężko mi teraz powiedzieć dlaczego. Nie było w tym wielkiej ideologii na początku.
D.T: Jak przechodzi się taką transformację?
P.H: U mnie to się zdarzyło bardzo prozaicznie. Miałam wtedy 16 lat i chłopaka, który był wegetarianinem. To on pokazał mi, że można normalnie funkcjonować nie jedząc mięsa. Wówczas to nie była taka popularna decyzja! Spróbowałam nie jeść mięsa przez miesiąc i obserwowałam jak mi to idzie, jak się czuję. Po miesiącu weszłam do mięsnego i widok wiszącego na hakach mięsa oraz jego zapach spowodowały, że nie było już odwrotu. Przez te wszystkie lata jadłam co prawda ryby, ale teraz już ich nie ma w mojej diecie i jest mi z tym bardzo dobrze.
D.T: Czy trudno jest być weganką? W takim sposobie żywienia jest tu dużo wykluczeń i nie mówimy tu tylko o mięsie, ale o wszystkich produktach pochodzenia zwierzęcego, jak komponować taką dietę?
P.H: To jest trudność. Nie ma co się oszukiwać, zwłaszcza na początku potrzeba w to włożyć sporo energii. Warto się także doszkalać, szukać informacji o prawidłowym żywieniu, żeby się nie nabawić niedoborów. Wegetarianie nie maja już aż takiego problemu, bo wszędzie są dania jarskie, znajdą się w każdej restauracji. Natomiast wegańskie jedzenie jest już pewnym kłopotem, zdarza się, że jak pójdziesz do knajpy, to nie masz co zjeść. Na plan serialu przychodzę z własnym jedzeniem albo zostają mi w cateringu tylko ziemniaki i surówki, czasem buraczki, które bardzo lubię, ale nie jest to szczyt zbilansowanej diety. Ale po niedługim czasie można się przyzwyczaić i radzić sobie w nowym, weganskim życiu bez większych problemow.
D.T: Dla wielu ludzi w Polsce nadal trudno jest pojąć, że można nie spożywać mleka, jajek, mięsa, wędlin, masła, serów, jogurtów… Obiad prawie zawsze kojarzy się z kawałkiem mięsa na talerzu.
P.H: Pewnie tak jest, ale każdy może zrobić mały gest dla swojego zdrowia i raz, dwa razy w tygodniu zrobić dzień bez mięsa. Przez wielu nadal jest przestrzegany piątkowy post, można do tego dołożyć jeszcze jeden dzień i to już jest coś co robimy dla siebie. Mięso w obecnych czasach jest naszpikowane antybiotykami a wysoko przetworzone wykazuje właściwości kancerogenne. Warto więc nauczyć się jeść więcej warzyw, owoców, poszukać nowych przepisów, wykorzystać kasze i strączki w różny fantastyczny sposób nie tylko jako zwykły dodatek, można z nich robić placki, ciasta, desery. Fajnie jest eksperymentować, szukać nowych smaków.
D.T: Tak zdecydowanie to polecamy. A może Pani zdradzić jakiś przepis na smaczną potrawę wegańską?
P.H: Mam super przepis, który jest moim totalnym odkryciem. To są placki z kaszy gryczanej niepalonej. Zalewamy ją na noc zimną wodą, tak żeby woda zakryła kaszę i wystawała 3-4 cm ponad. Rano wodę wylewamy i płuczemy kaszę. Następnie blendujemy ją z mlekiem roślinnym może być to mleko sojowe (w Polsce soja nie jest GMO, jeśli ktoś się tego obawia!), migdałowe, kokosowe, jakie kto lubi, najlepiej niesłodzonym. Możemy dodać odrobinę soli i na specjalnej patelni bez tłuszczu, smażymy małe placuszki. Podajemy je z miodem lub syropem klonowym, owocami, orzechami albo na słono z pastami typu humus lub sosami np. grzybowym. Na zimno też są smaczne! Moim dzieciom smaruje dżemem truskawkowym, przekładam serkiem waniliowym i posypuję startą gorzką czekoladą.
D.T: Muszę wypróbować, brzmi zachęcająco. Czy cała rodzina jest na diecie wegańskiej?
P.H: Nie, moje dzieci jedzą mięso ale rzadko i bardzo dbam o jego jakość. Wychodzę z założenia, że same muszą podjąć świadomą decyzję, z własnego serca. Wiedzą dlaczego ja zrezygnowałam z mięsa, w domu jedzą raczej wegetariańsko plus ryby. Ale decyzje zostawiłam im, bo uważam, że wtedy będzie przemyślana i długotrwała.
D.T: A w kwestii wyborów produktów, to gdzie Pani najczęściej robi zakupy, na lokalnych bazarkach, marketach czy w eko sklepach?
P.H: Najczęściej nie mam czasu na robienie zakupów dalej niż pod domem. To na co zwracam uwagę to etykiety. Czytam je uważnie i staram się nie kupować rzeczy z olejem palmowym aczkolwiek nie zawsze to się udaje, ale myślę o tym i jeżeli mam wybór to odkładam takie produkty i szukam zamiennika. Nie kupuję gotowych produktów wysokoprzetworzonych. Omijam też te z syropem glukozowo-fruktozowym i wieloma „E” w składzie. Są rzeczy, które kupuję w eko sklepach, ale to zdarza się sporadycznie. Mam sklep pod domem, w którym jest duży wybór produktów dobrych jakościowo i staram się właśnie tam robić zakupy.
D.T: Nie zdajemy sobie sprawy, jak ogromny wpływ na nasze zdrowie ma odżywianie, na to jak się czujemy i jak funkcjonujemy. Przez to fundujemy sobie choroby.
P.H: Zdecydowanie. To co jemy przekłada się na zdrowie, na samopoczucie, na jakość skóry. Jak przestałam jeść nabiał zauważyłam zdecydowaną poprawę. W moim przypadku także im mniej pszenicy, tym łatwiej mi utrzymać płaski brzuch. Gluten uwielbiam. W związku ze sportowym trybem życia muszę dbać o odpowiednią podaż węglowodanów i białka. Tłuszcze staram się przyjmować głównie w postaci nasion i orzechów. Obserwuję swój organizm i dzięki temu szybciej zauważam pewne zależności między jedzeniem a samopoczuciem. Ogólnie, mimo 40stki na karku, mam mnóstwo energii, lepsze ciało niż 10 lat temu i zdecydowanie większą samoświadomość.
D.T: To godne polecenia innym. Ważne jest poznać swój organizm i wiedzieć co mu służy a co nie. Dziękuję za rozmowę i gratuluję.