Małgorzata Potocka – tancerka, reżyser, choreograf i pedagog baletu. Twórczyni teatru kabaretowo-rewiowego Sabat, żałuje, że nie zakochała się raz na całe życie i że nie udało jej się stworzyć normalnego domu i mieć dużej rodziny. Swoje życie poświęciła teatrowi.
D.T. Jesteśmy po premierze „Rewii Filmowej” spektaklu zrealizowanego z dużym rozmachem w Pani choreografii i reżyserii. Czy noc poprzedzającą premierę śpi Pani spokojnie?
Małgorzata Potocka: Przed premierą nigdy nie śpię spokojnie, to nie jest możliwe, do końca są nerwy. Przed premierą zawsze towarzyszy mi ogromny stres, tak samo jest w dniu premiery. Dopiero po kilku zagranych spektaklach wszystko wraca do normy, trema jednak pozostaje zawsze.
D.T: Teatr Sabat, to Pani miłość, fascynacja, pasja. Jak wiele jest Pani w stanie poświęcić dla tej miłości?
M.P: Każda miłość wymaga poświęcenia, ale ta jest miłością odwzajemnioną. Teatr jest celem mojego życia, to jest moja miłość, moja pasja, moje spełnienie. Kiedyś jako tancerka wymyśliłam sobie, że jak uda mi się otworzyć teatr, czy własną scenę, to będę najszczęśliwszą osobą na świecie. I udało się, otworzyłam, wiedziałam, że będę musiała się poświęcić, ale nie było to dla mnie niczym nadzwyczajnym. Teatr rewiowy wymaga ogromnego nakładu pracy i czasu, bo to jest teatr, który łączy trzy w jednym, polega na balecie czyli musi świetnie tańczyć balet, muszą być znakomici wokaliści i cały zespól musi tworzyć tzw. styl rewiowy, czyli od artystów wymaga się, żeby umieli nosić kostium, frak, smoking czy cylinder. Tych umiejętności nie nabywają w szkole, tego uczą się w moim teatrze.
D.T: Z czego Pani czerpie siłę, by sprostać tym wszystkim zadaniom?
M.P: Ja zawsze byłam silna. Jestem jedynaczką, mama odeszła gdy miałam 18 lat. Rodzice byli rozwiedzeni i do wszystkiego w życiu dochodziłam sama. Wszystko zawsze ode mnie samej zależało. Jeśli mam problem, to muszę sama w sobie znaleźć siłę, żeby go rozwiązać i umiem to robić. Miałam w życiu wiele trudnych sytuacji i kiedy wydawało się, że już tonę, udawało mi się wypłynąć i i dalej iść do przodu. W jakimś sensie jestem osobą niepokonaną. Wiem, że życie jest jedno, wiem, że żyje się szybko, że w każdej chwili może się ono skończyć, więc mam taka wewnętrzną mobilizację, żeby pięknie żyć i przeżyć je jak najmocniej.
D.T: Miewa Pani takie momenty refleksji, że może warto zwolnić tempo, coś odpuścić, nie stawiać sobie tak wysokiej poprzeczki, że to może odbić się na zdrowiu?
M. P: Ja się bardzo śpieszę w życiu, bo ja znam wartość życia, doceniłam je po raz pierwszy w sytuacji, kiedy zostałam porwana przez terrorystów, wtedy udało mi się ocalić życie, a kilka osób zostało zabitych. I nagle zrozumiałam, że życie w każdej chwili może się skończyć, a drugi raz kiedy miałam skomplikowaną operację na otwartym sercu i udało mi odzyskać zdrowie. Ja bardzo kocham życie i znam jego wartość i nie zamierzam zwalniać, wręcz przeciwnie ciągle przyśpieszam i daję sobie coraz więcej zadań do wykonania.
D.T: To jak Pani radzi sobie ze stresem, który jest nieuchronny przy takim tempie życia?
M. P: Stres jest wpisany w moje życie, wytchnienie znajduję w domu wśród moich pięciu ukochanych psów, ponadto jestem z mężczyzną, którego kocham i on albo redukuje mi stres albo mi go więcej daje. Dbam o to, żeby dwa razy w roku wyjechać gdzieś do ciepłych krajów, po to by się zrelaksować i zatroszczyć o siebie. Uwielbiam słońce. Lubię też pływać, najchętniej w ciepłym morzu. Jak wyjeżdżam, to wygrzewam się na piasku, bo to jest dobry sposób na wszelkie schorzenia. Będąc w Warszawie mam też takie dni kiedy wszystko odpuszczam i odpoczywam. Zazwyczaj są to poniedziałki. W moim kalendarzu obowiązkową pozycją są masaże. Raz w tygodniu biorę profesjonalny masaż leczniczy. Natomiast sama robię sobie wodne masaże stóp, lubię też wizyty w SPA.
D.T: Prowadzi Pani teatr już od 18 lat, czuje się Pani bardziej artystką czy kobietą biznesu?
M.P: Zdecydowanie artystką, kobietą biznesu stałam się przez przypadek, po prostu nie miałam wyjścia. Uwielbiam projektowanie kostiumów, to zajęcie bardzo mnie relaksuje i daje dużo frajdy. Gdy kończy się premiera ja już myślę o kolejnym repertuarze, do mnie należy jego dobór, obsada, potem wyreżyserowanie rewii. Biznes to druga strona tego medalu już nie tak przyjemna, bo prowadzenie teatru bez dotacji nie jest łatwe.
D.T: Czy uważa Pani siebie za wojowniczkę, która nigdy nie odpuszcza, gdy ma jasno określony cel to do niego zmierza pokonując wszelkie przeszkody?
M.P: Tak, absolutnie. Jak sobie wyznaczam cel i zadania to konsekwentnie go realizuję. To przede wszystkim dotyczy mojego teatru. Na tym polu jestem silna, na innych nie zawsze mi się to udaje.
D.T: A co się Pani nie udało?
M.P: Zawsze żałuję, że nie zakochałam się raz na całe życie i nie mam normalnego domu, bo nigdy nie miałam na to czasu i nie ułożyło mi się w życiu tak, żebym miała dużą rodzinę. Wszystkie swoje uczucia ulokowałam w teatr, bo moim życiem jest teatr, wszystko co tu się dzieje. W jakimś sensie poświęciłam się dla teatru. A to, że się rozwodziłam parę razy w życiu, jest związane z niedobraniem z drugim człowiekiem. Tak jak jestem wymagająca od siebie, tak wymagam od drugiej osoby. A to już nie jest takie proste. Umiem żyć sama, nie ma dla mnie znaczenia czy w danym momencie jestem z mężczyzną, którego kocham czy jestem sama. Jak miałam czas tylko dla siebie, to zawsze miałam go wypełniony. Żyłam swoją pasją.
D.T: A co poza pracą ceni Pani w życiu?
M.P: Przede wszystkim lojalność, przyjaźń, jakbym mogła to bym zgromadziła wszystkie zwierzęta świata – kocham zwierzęta. Cenię ludzi, którzy pozostawiają po sobie ślad, jakiś dorobek twórczy. Ja stworzyłam teatr na wzór przedwojennych teatrów rewiowych, uważam że jest on jedyny z prawdziwego zdarzenia. Oddałam mu wszystko co miałam w życiu, tak jak Pani powiedziała poświęciłam całą siebie.
D.T: Dzięki temu możemy podziwiać wspaniałe rewiowe przedstawienia i Panią na scenie, a to wymaga od Pani bycia nieustannie w dobrej kondycji fizycznej, czy ma Pani swoje tajne sposoby jak dbać o formę?
M.P: Uważam, że ruch jest podstawą zdrowia i jest konieczny przez cale życie. Dzięki ciągłej aktywności fizycznej utrzymujemy sprawność ciała, dlatego w każdym spektaklu staram się tańczyć, po to by się poruszać. Tańczę od 4 roku życia lata, potem przez lata tańczyłam z zespołem Sabat, który był namiastką rewii i z którym zawojowałam świat. Całe moje życie związane jest z tańcem z rewią. Nie mam jakiejś specjalnej metody na to. To scena i zadania, które sobie wyznaczam, ciągle mnie mobilizują do bycia aktywnym.
D.T: Taniec jest fantastyczną formą aktywności fizycznej, specjaliści zalecają nam pokonywanie codziennie dystansu 10 tys. kroków, a Pani to potrafi wytańczyć.
M.P: Tak, to przyjemna forma dbanie o siebie, o swoją figurę, bo muszę uważać żeby nie utyć, a ja kocham słodycze, więc muszę je ograniczać. Kiedy jakiś czas temu stwierdziłam, że za dużo ważę, skorzystałam z porad dietetyka i zastosowałam dietę orkiszową. Ta dieta dobrze mi służyła, bo schudłam 8 kilogramów. Pokochałam orkisz, dodaję go do wszystkiego. Nie jadam mięsa, preferuję ryby, sery, sałaty, ogólnie kuchnię śródziemnomorską. Korzystam też z porad zielarki oraz stosuję suplementy diety, po których czuje się bardzo dobrze.
D.T: I dobrze Pani wygląda, czy zdradzi nam Pani sekret co robić, by zachować wieczną urodę?
M.P: Wie Pani tylko scena. Scena dyscyplinuje, wchodzę do garderoby, robię makijaż i wychodzę do publiczności jako zupełnie inna osoba. Sama projektuje swoje kostiumy, wiem co przykryć, a co odkryć. Jak zaznaczyć, żeby ta figura ciągle dobrze wyglądała. Jeśli chodzi o moją urodę, to myślę, że mam ją po moim ojcu, który miał geny młodości, mając 90 lat wyglądał jakby miał 50. Mam to po nim. Nie robiłam żadnej operacji plastycznej ani nie wstrzykiwałam sobie tych piłeczek pinpongowych. Oczywiście raz na jakiś czas odwiedzam dobry salon kosmetyczny.
D.T: Czy jest coś co chciałaby Pani w sobie zmienić, coś co Pani przeszkadza?
M.P: Denerwuje to to, że nie umiem śpiewać. Tancerka rewiowa powinna tańczyć i śpiewać. Ja zawsze tylko tańczyłam, robię też choreografię, reżyseruje, projektuję kostiumy. A w życiu prywatnym życzę sobie, żeby być bardziej stanowczą, mniej uległą, długo też podejmuję decyzję, zawsze muszę ją przemyśleć. I jeszcze to przemijanie mnie wkurza, że to tak szybko mija.
D.T: Czy lubi Pani siebie?
M.P: Nigdy nie uważałam, że teoria, nakazująca nam zawsze kochać siebie jest dobra. Zawsze byłam wymagająca w stosunku do siebie i zawsze uważałam, że mogę być lepsza, więcej zrealizować, że mogę być ładniejsza, taki mam stosunek do siebie. I w takich ryzach się trzymam. Nie myślę o sobie, że jestem piękna, wspaniała to mnie w ogóle nie dotyczy. Jak otrzymuję komplementy, pochwały to zawsze się dziwię, że to jest o mnie. Wierzę w to co umiem, w to co robię, w teatr rewiowy, który tworzę z pasją. Natomiast zawsze uważałam, że można lepiej, że można więcej, jestem nienasycona w zdobywaniu świata, dążeniu do perfekcji, do stawania się lepszą wersją siebie. Gdy wychodzę na scenę to proszę, żeby mnie nagrywali i potem oglądam filmy po 10 razy. Analizuję każdy swój ruch, by wyłapać błąd. Uważam, że człowiek całe życie musi się kontrolować i powinien mieć do siebie dystans, do tego co się robi, a nie bałwochwalczo się sobą zachwycać. Zawsze się śmieję, że jest nas dwie, bo ja jestem zodiakalną rybą i jedna to jest ta co cały czas pracuje, a druga to ta co cały czas się opieprza. I ten dualizm udaje mi połączyć. Jestem osobą szczęśliwą, która pięknie żyje, żyje na deskach tego teatru, w gronie moich ukochanych artystów, jednocześnie mam wspaniały dom i moje zwierzęta, które kocham.
D.T: Dziękuję za rozmowę.