Wywiad z Małgorzatą Pieczyńską.

M.Pieczyńska
Małgorzata Pieczyńska – aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna. W ostatnich latach możemy ją podziwiać w największych polskich serialach, m. in. „Na Wspólnej”, „Druga szansa”, „M jak miłość”.
 
Dorota Tuńska: Pani Małgorzato, jest Pani ambasadorką jogi w Polsce, od kiedy joga obecna jest w Pani życiu?
 
Małgorzata Pieczyńska: Ja zawsze uprawiałam jakąś aktywność fizyczną, od dziecka była to akrobatyka sportowa, jazda konna, judo, skoki do wody, później w Akademii Teatralnej pantomima, taniec. W życiu dorosłym polubiłam pilates. Jest to cudowna gimnastyka, która wspaniale rzeźbi sylwetkę. Aż wreszcie któregoś dnia wybrałam się z przyjaciółką na jogę. Moje wyobrażenia o jodze były kompletnie mylne. Myślałam, że to rodzaj medytacji. Zdziwiłam się jak wymagające fizycznie były te ćwiczenia. Spodobały mi się od razu i od 11 lat joga jest obecna w moim życiu codziennie.
 
Dorota Tuńska: Co daje Pani praktyka jogi?
 
M.P: Joga to nie tylko asany, czyli skomplikowane pozycje ciała, to także oddech, skupienie, świadomość bycia w pozycji. Joga jest też systemem – ASHTANGĄ, czyli ośmiostopniową ścieżką. Dwa pierwsze stopienie to yamy – powszechne zasady moralne i niyamy – zasady dyscyplinujące nas samych. To one decydują czy ktoś wstąpił na ścieżkę jogi, czy po prostu ćwiczy dość trudne akrobacje a po ćwiczeniach na przykład bije żonę, upija się i zjada metr kiełbasy z grilla. Mimo niezwykłej sprawności fizycznej taki człowiek nie jest joginem. Postawa etyczna jest zatem istotna. Podstawową jest zasada niekrzywdzenia. Wszystko jest szczegółowo opisane, tak jak 10 przykazań.
 
D.T: Czego dotyczy niekrzywdzenie, czy także zwierząt?
 
M.P: No naturalnie, to ma bardzo szerokie znaczenie, dotyczy zwierząt, ale także tego, by nie eksploatować nadmiernie planety, nie znęcać się nad innymi, ani nad sobą np. brutalnie ćwicząc i doprowadzając do kontuzji. Nie niszczyć bezmyślnie życia, które jest wokół nas.
 
D.T: Czy zgodnie z tą zasadą jest Pani wegetarianką?
 
M.P: Joga propaguje wegetarianizm, aczkolwiek go nie wymaga. Myślę, że nie zdarza się, żeby zaawansowani nauczyciele jogi nie byli wegetarianami. Obserwuję to na warsztatach z jogą na które jeżdżę co roku. Tam zawsze jest dieta wegetariańska inspirowana kuchnią hinduską. Wszyscy to akceptują. A jeżeli ktoś świadomie decyduje się na jedzenie produktów zwierzęcych musi się zastanowić nad aspektem etycznym tej diety. Jeżeli na przykład kupuje jajka ekologiczne (stempel nr 0) to wie, że kury żyją na wolnym wybiegu, mają ekologiczną paszę i ich dobrostan jest zapewniony. To jest w porządku. Natomiast kiedy jajka są z chowu klatkowego, (stempel nr 3) gdzie zwierzęta żyją w niegodnych warunkach, po 20 kur na metr, tracą pióra, nigdy nie widzą słońca, nie grzebią, mają obcinane pazurki to ich życie jest jednym wielkim nieszczęściem. I choć jajka im podbierane być może mają podobne wartości odżywcze to ja ich nigdy nie kupię. To nie chodzi o moje korzyści tylko o przykładanie ręki do gehenny tych zwierząt. Jeżeli mówimy o spożywaniu mięsa, to tak samo mamy wybór, albo jemy parówkę, czy inne najtańsze wyroby, gdzie naszym priorytetem jest cena, albo zastanawiamy się nad etycznym aspektem tego, żeby to zwierzę było z chowu ekologicznego, żeby jego cierpienia było jak najmniej, a najlepiej żeby nie było go wcale. Musimy zwracać uwagę na to czy zwierzę miało godne życie czy też było trzymane w zamknięciu i nigdy nie wyszło na powietrze. Takim produktom absolutnie mówię nie. Mój mąż jest mięsożerny i wie, że jeśli przygotuję mu jakiś produkt mięsny, to pod warunkiem, że jest to ekologiczne mięso.
 
D.T: Według opinii niektórych naukowców, mięso wcale nie jest takie zdrowe, ma właściwości prozapalne.
 
M.P: To zależy jakie mięso…
 
D.T: Zwłaszcza to czerwone.
 
M.P: Jedna teoria wyklucza drugą. Jedna drugą kompromituje. Wydaje mi się, że produkty zwierzęce wcale nie muszą być szkodliwe, wręcz przeciwnie. Mogą mieć takie składniki, być tak przygotowane, że będą wspierać zdrowie lub rekonwalescencję w szczególnych wypadkach. Natomiast zawsze trzeba się zastanowić nad jakością tych produktów i wybierać te, z którymi wiąże się jak najmniejsza krzywda zwierząt. Z drugiej strony bliska mi jest postawa ludzi, którzy upatrując wszędzie krzywdę zwierząt zostają weganami. Nie jedzą nawet miodu, bo nie chcą go odbierać pszczołom.
 
D.T: Jest to godne naśladowania, z pewnością nie przez wszystkich. Powróćmy jednak do jogi. Czy joga jest dla Pani stylem życia? Bo na pewno nie chodzi tu tylko o dbałość o ciało, ale także o doskonalenie umysłu.
 
M.P: Oczywiście, że jest to styl życia. Jeżeli mówimy o tych pierwszych dwóch punktach, czyli o yama i niyama to zdecydowanie mają one wpływ na styl życia. Ktoś kto jest brutalny, bije dzieci, kradnie, kłamie, nie jest zdyscyplinowany ani żarliwy w praktyce, nie może być joginem, nawet jeśli zakłada sobie nogę na głowę czy robi inne akrobacje. Joga determinuje styl życia. Począwszy od diety, po wybory życiowe. Chyba nie można dobrze czuć się w rzeźni i uważać, że jest się cudownym joginem. Czasami po latach ćwiczeń, ludzie zmieniają pracę, otoczenie i harmonizują świat wokół siebie, być może nie kojarząc, że to joga poprowadziła ich do tej pozytywnej ewolucji.
 
D.T: A jak joga przekłada się na Pani życie zawodowe?
 
M.P: Uprawiam jogę od 11 lat, więc trudno mi teraz powiedzieć co dokładnie przekłada się na życie zawodowe. Czas, dojrzewanie, środowisko, urodzenie dziecka, to wszystko przekłada się na życie zawodowe. Każde nasze doświadczenie życiowe, emocjonalnie nas buduje albo niszczy i wszystko to przekłada się na nasze życie prywatne i zawodowe. Bycie w roli to trochę jak bycie w asanie. Najpierw próby, opracowanie szczegółowo koncepcji. Podobnie jak na macie. Potem postać na scenie zaczyna właściwie poruszać się, reagować, oddychać, jej życie jakby płynie. Jest jak w scenariuszu, ale on przestaje być ważny. Gasną światła i… dzieje się. Idealna asana to też ta, która się „dzieje” – trwa. Nawet ciężka dla obserwatora, dla jogina lekka. Lekkie np. stanie na głowie.
 
D.T: Czy joga pomaga pozbyć się stresu?
 
M.P: W moim zawodzie nie da się całkowicie wyeliminować stresu. Ale co jest najważniejsze to nie dać się wyprowadzić z równowagi, bo sytuacji stresowych jest setki dziennie. Bardzo przegrywają ludzie, którzy nie potrafią opanować stresu i nad którymi stres przejmuje kontrolę np. reagują nerwowo na jakiś komentarz, spojrzenie, złą recenzję czy hate. Mamy na to wpływ, można np. nie włączać radia, nie przeglądać stron plotkarskich w internecie, nie czytać hatów i po porostu się od tego zdystansować. W miejsce tego lepiej zająć się jakąś fajną książką, graniem w scrable z mężem, w karty z dzieckiem, można zrobić coś budującego zamiast się dewastować i wydaję mi się, że właśnie joga pomaga dokonywać tych wyborów. Ponadto pranayama, czyli techniki oddechowe, ale również bardzo relaksujące pozycje są bardzo ważne wśród asan, bo pomagają zredukować napięcie. Gdy wracam o 23.00 do domu po dramatycznym przedstawieniu np. „Pokrewieństwo dusz”, jestem rozdygotana. Jak ukoić nerwy kogoś kto w ciągu dwóch godzin na scenie na oczach widza przechodzi totalne metamorfozy emocjonalne: raz jest w euforii z miłości, później jest śmieciem, jest kobietą najbardziej witalną i szczęśliwą, za chwilę jest się kobietą upokorzoną żądną zemsty, pokonaną. Czasami jak wracam po tym spektaklu, to zamiast sięgnąć po porządnego kielicha, zaczynam swoje praktyki jogiczne, właśnie pranayamy i pozycje relaksacyjne i to mi daje odprężenie. Choć nie uważam, żeby joga była rodzajem tabletki uspakajającej. Joga to jest budowanie całego systemu zachowań i wartościowania w życiu, który spowoduje, że będziemy umieli panować nad negatywnymi skutkami stresu.
 
D.T: Jest wiele szkół jogi: joga kundalini, hatha joga, asthanga joga, radża joga etc…która z tych praktyk jest Pani najbliższa?
 
M.P: To są różne rodzaje praktyk, różnica jest w asanach, jedne są bardziej dynamiczne drugie wymagają kosmicznego wysiłku fizycznego, inne bardziej medytacyjne. Najbardziej lubię metodę IYENGARA, która może być propozycją na wszechstronne rozwijanie ciała. Ta metoda dotknie wszystkiego, bo każde zajęcia są inne, mają inne zadanie, inny cel, dotykają innej grupy mięśniowej.
 
D.T: Mieszka Pani w dwóch krajach w Polsce i w Szwecji, w którym kraju łatwiej jest dbać o zdrowie, o zdrowy styl życia, sposób odżywiania? Czy to ma jakieś znaczenie?
 
M.P: Myślę, że to ma pewne znaczenie. Mieszkam w Sztokholmie od trzydziestu lat i odkąd pamiętam piło się zawsze wodę z kranu, powietrze w mieście jest czyste i jedzenie ekologiczne popularne. W Szwecji, podczas dużych zakupów, robiliśmy z synem pewną pouczającą zabawę. Stojąc z wózkiem do kasy patrzyliśmy na ludzi w kolejce i na zawartość ich wózków. Po tym jak wyglądają i co mają w wózku, zgadywaliśmy kim są, co robią w życiu, jaki wpływ ma na nich jedzenie, które kupują. W naszym wózku są produkty ekologiczne, nie ma żadnych półproduktów, są podstawowe przyprawy, dużo świeżych ziół, nie ma żadnych soków, napojów gazowanych, mrożonek, puszek, żadnych konserwantów i wyglądamy tak jak wyglądamy. Kupując produkty ekologiczne czyli dość drogie, nie wydajemy więcej, bo zadowalamy się mniejszymi ilościami i nie kupujemy wcale „śmieci”. W Polsce ten trend zaczyna też być silniejszy, ale często jeszcze ilość wygrywa z jakością. Stoły uginają się od jedzenia, po którym narzekamy na niestrawność i w ramach relaksu układamy ociężałe ciała na kanapie przed telewizorem, który atakuje nasze umysły strumieniem złych informacji. Moją propozycją jest zrewidowanie diety i wyjście na rower, na spacer, na zajęcia jogi.
 
D.T: To zdecydowanie rekomendujemy! A co udaje się Pani wyczarować z tych ekologicznych produktów? Czy ma Pani swój ulubiony przepis na zdrową potrawę?
 
M.P: „Zielona kasza”
 
  • Pół szklanki kaszy jaglanej
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 cebula
  • 1 pęczek pietruszki
  • 1 pęczek kolendry
  • 1 pęczek mięty
  • 1 pomidor lub papryka lub ogórek (lub wszystko razem)
  • Olej kokosowy
  • Sól, pieprz lub pasta curry, kurkuma
  • Sok z limonki
Pół szklanki kaszy jaglanej zalać w misce wrzątkiem, posiekać pęczek natki pietruszki, kolendry i mięty razem z łodyżkami. Oddzielić te grubsze części od tych liściastych, delikatnych. Na teflonowej patelni rozgrzać olej kokosowy i wrzucić do niego kurkumę, posiekany czosnek, cebulkę pokrojoną w spore piórka i łodyżki posiekanej zieleniny. Kaszę odcedzić i wrzucić na patelnię. Wymieszać, posolić i popieprzyć (ew. zamiast pieprzu można  użyć ostrej pasty curry). Wlać do wymieszanej kaszy szklankę wrzątku i wszystko wymieszać. Przykryć i zmniejszyć ogień do minimum. Gotować 15 min. Patelnia teflonowa gwarantuje, że kasza się nie przypali. Po tym czasie kaszę przełożyć do miski i wymieszać z pozostałą zieleniną. Proporcja zieleniny i kaszy w efekcie da „zieloną kaszę”.
Podawać w salaterce posypaną siekanym pomidorem, ogórkiem, papryką jednym słowem tym co rodzina lubi najbardziej. Pomidory przed posypaniem nimi kaszy wymieszać z sokiem limonkowym i solą. Danie może być jedzone na gorąco, ale jest też świetnym posiłkiem na piknik. Wtedy pomidory warto mieć w oddzielnym pudełeczku, żeby nie „zwiędły”.
 
D.T: Brzmi apetycznie, a przy tym ma wiele właściwości prozdrowotnych. Polecamy! 
 
M.P: Na koniec chciałabym podzielić się jeszcze taką refleksją: …Gdyby było więcej joginów, świat byłby lepszy. Byłoby więcej zdrowia fizycznego, psychicznego i szczęścia. NAMASTE!
 
D.T: Namaste! To prawda, świat wyglądałby zupełnie inaczej gdyby jogi i medytacji uczono nas już od dziecka. Dziękuję za rozmowę.

Podziel się na:

P9088766PP_A

Subskrybuj

Najświeższe informacje na temat tego, co Nas porusza, prosto na twoją skrzynkę e-mail.